Odpieluchowywanie
Cześć. Jestem Mania, a przynajmniej tak twierdzi mama z tatą. Babcia utrzymuje, że mam na imię Maria. Wspaniałomyślnie reaguję na jedno i drugie. Nie ma co zaogniać. Różnice zdań to stan stały od chwili moich narodzin. Stare ściera się z nowym a mnie nikt nie słucha. Trudno mi przeforsować swoje zdanie. Robię co mogę, ale weź się człowieku dogadaj jak rodzina ewidentnie pominęła jakiś etap edukacji (może na zdalnym byli) i nie bardzo rozumieją co mówię. Ok, ostatnio jest lepiej ale i tak szału nie ma. Wracając do alternatywnych rzeczywistości w jakich rodzinnie żyjemy. Opowiem wam o tym jak, po innych tematach z cyklu czym karmić, jak kąpać, kiedy pierwszy krok czy, od kiedy marchewka i schabowy, przebrnęliśmy przez historie pt. „Pożegnanie z pieluchą”?
Na początku był nocnik. Sprezentowany przez babcię na pierwsze urodziny. Super kapelusz tylko kolor miał nie twarzowy chyba bo co chwila mi go zdejmowali. Babcia próbowała przekonać mnie, że to idealny fotelik do siedzenia. Przyznam, że nie rozumiem jej upodobań. Twardy, zimny, nie ma jak się oprzeć, trudno się bawić i podobno siedzi się na nim bez pieluszki. Jakaś herezja. A tak w ogóle, kto by miał czas siedzieć i czekać nie wiadomo na co?! Rodzice chyba się ze mną zgadzali, bo prezent od babci zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Gdy powrócił ja już swoje o życiu wiedziałam. Uwielbiam zbierać dane empirycznie a od czasu do czasu wspieram się wiedzą książkową. Okazało się, że nocnik to taka „stacjonarna pielucha”. To do niego mam robić siusiu. Kupę podobno też. W sumie na początku nie rozumiałam idei, bo niby skąd mam wiedzieć, kiedy akurat potrzeby fizjologiczne będą się „realizować”. Tym zajmowała się pielucha, nie moja głowa! Babciny sposób „siedź siedź a wysiedzisz” nie wyjaśniał niczego za to był uciążliwy. Pomijając wszystko inne, ja nie mam czasu tak siedzieć! Porażka. Nie mogłam dogadać się z dorosłymi ani z własnym pęcherzem. Do czasu. W końcu przyszyło olśnienie.
Podczas wypełnionych aktywnością dni odkryłam dwie rzeczy (które po swojemu zakomunikowałam światu). Po pierwsze, pielucha mnie ogranicza i źle komponuje się z sukienkami. Po drugie, potrzeby fizjologiczne do mnie mówią! Serio! Nie oszalałam. Komunikacja jest raczej pierwotna, oparta na instynktach i sygnałach rozsyłanych to tu to tam po moim ciele, jednak z dnia na dzień bardziej sprecyzowana. W końcu zrozumiałam, kiedy potrzebuję zrobić siku. Na fali nowych bodźców i odkryć podjęłam nawet trud nowych obserwacji. Okazuje się, że dorośli nie noszą pieluch. Mama zamykając się nieustannie (ze 2 razy na dobę) w łazience wcale nie bawi się w wannie. Nie mam co się dobijać i napraszać. Szok! Ona po prostu robi tam siku. Nie ma jednak takiego fajnego nocnika jak ja i musi korzystać z tego dużego zimnego tronu z wodospadem (kiedyś sprawdzałam, jak sobie poradzi w nim moja kauczukowa kaczuszka ale tato z jakiegoś powodu przerwał eksperyment i nie był zadowolony). Dobrze, że nie muszę na nim siadać. Odbyłyśmy z mamą poważną rozmowę i potwierdziła, nie nosi pieluch i obiecała mi, że ja też nie będę. Podobno wystarczy, żebym pamiętała, że gdy potrzeby fizjologiczne się anonsują muszę usiąść na nocnik i dać im zielone światło. Podobno mam nad nimi władzę i jak zechcę to będą czekały w blokach startowych. Cóż, trzeba sprawdzić. Tym bardziej, że za kilka miesięcy będę już dorosła. Idę do przedszkola.
I zaczęło się.
Postanowiłam iść na całość. Dogadałam się z mamą (cud jakiś) i zrzuciłam pieluchę. A co! Ponieważ bieganie z gołą pupą to zabawa nie dla mnie (choć na placu zabaw niektórzy twierdzili, że to super patent) mama kupiła mi majtki treningowe i zwykłe. Nawet przyjemne wzory wybrała i obiecała, że następne kupimy razem. O shoppingu mowy nie ma, bo narodowa kwarantanna czy jakoś tak, więc pobuszujemy w Internecie. Powiem wam tak. Majteczki są generalnie ok, tylko nie wiem czemu nie współpracują ze mną przy zdejmowaniu i zakładaniu, gorsze są tylko rajstopy. Bywają tak uparte, że czasem nie udaje mi się ogarnąć w porę tematu i muszę się przebrać. Na szczęście rodziców mam wyluzowanych i nie krzyczą. Czasem jest mi przykro i trochę sobie popłaczę, ale oni mnie pocieszają. Mówią, że nic się nie stało, że zdarza się i kiedyś takich wypadków nie będzie. Nie byliby sobą, gdyby przy okazji nie wygłosili instruktarzu ale jest krótki i do przeżycia. Niestety, gdy jestem z babcią bywa różnie. Nie lubię, gdy mnie zawstydza. Raz nie pozwoliła mi za karę obejrzeć bajki. I to nie było fajne. Rodzice z nią rozmawiali i chyba zrozumiała, że nie robię jej na złość tylko czasem nie usłyszę wewnętrznego sygnału, nie zdążę albo nie wygram potyczki z ubraniem.
Idzie mi coraz lepiej. Tylko nocą korzystam z pieluszki, ale rano najczęściej jest sucha. Nie pytajcie jakim cudem, nie wiem, śpię. Może nie długo odważę się spać tylko w piżamce? Najpierw jednak muszę okiełznać spacery i podróże. Boję się wyjść z domu bez pieluszki. Powiem wam, że niekomfortowo jest nie wytrzymać, gdy dookoła ludzie. Ostatnio jakieś starsze dziecko śmiało się ze mnie i aż się popłakałam. Tata postanowił rozwiązać ten problem. Jak na bohatera domu przystało. Znalazł super nocnik turystyczny. Serio, są takie rzeczy! Mamy go zawsze przy sobie, bo jest mały i poręczny. I wyobraźcie sobie, że nie trzeba kombinować z tym jak go opróżnić i wyczyścić. Dorosły po prostu zdejmuje taką jednorazową torbę i wyrzuca. A ja nie muszę się denerwować, że do domu daleko. Okazało się, że nocnik przydał się także, gdy nocowaliśmy w hotelu. Mam do niego specjalny wkład (ten to już w ogóle wygląda jak kapelusz!) i mogę korzystać z niego jak z tego nocnika, który mam w domu. Fajnie zawsze mieć przy sobie własną toaletę. Czuję się niezależna i… spokojna.
Czas szybko biegnie. Strasznie jestem zapracowana. Non sto nowe eksperymenty do przeprowadzenia, rzeczy do odkrycia i umiejętności do zdobycia. Jednak cały czas pracuję nad pełną niezależnością od pieluch. Idzie super. Z wyłączeniem tygodnia, gdy byłam przeziębiona. Wtedy było trudno i pampers wrócił na chwilę. Teraz jestem już w dobrej formie i pielucha jest mi niepotrzebna. Mama kupiła dla mnie specjalne prześcieradło i kilka dodatkowych piżam, bo nie będę czarowała nocą nie jest łatwo i wypadków jest więcej. Najgorzej, gdy śni mi się, że wstałam i siedzę na nocniku… Rodzice przyjmują to na chłodno. Tym bardziej, że noce są ciepłe i śpię pod lekkimi kocami a te dużo łatwiej wyprać i wysuszyć niż zimową kołdrę.
Kończy się sierpień. We wrześniu przedszkole. Nie mogę się doczekać! Tyle nowego przede mną! Trochę się denerwuję, ale będzie ze mną Hania, więc damy radę. Hani miało nie być, ale się pozmieniało i teraz przechodzi przyspieszony kurs korzystania z nocnika. Nie zazdroszczę jej. W końcu sama wiem, że dogadanie się z własnym ciałem i ubraniem bywa problematyczne nawet jak ma się na nie dużo czasu. Hania niestety go nie ma a do tego jej rodzice są poddenerwowani, bo w domu trwa remont, tata zmienia pracę a mama będzie rodzić Hani brata. Jak widać nawet dorosłym rodzicom zdarza się nie ogarnąć rzeczywistości.
Przedszkole jest super, choć czasem tęsknię za rodzicami. Hania dała radę, ale było jej bardzo trudno. Cały czas myślała o tym, że nie zdąży do łazienki i nie chciała przychodzić do przedszkola. Już jest dobrze. Mnie zdarzyła się jedna wpadka podczas zabawy. Zagapiłam się. Na szczęście w szafce mam zestaw ratunkowy – suche ubranie. Osiągnęłam też kolejny stopień wtajemniczenia. Jestem już w zasadzie dorosła – w domu korzystam z toalety a nie z nocnika. Początkowo trochę się bałam. Trudno mi było wspiąć się na sedes i nie było mowy o wygodzie. Rodzice zadbali o mój komfort i tym razem. Pokazali, że podest, który wykorzystuję podczas mycia rąk sprawdzi się jako stopień ułatwiający siadanie na toalecie a mój ulubiony nocnik podróżny, ma czarodziejską moc transformacji. Wystarczą dwa ruchy i zmienia się w deskę, dzięki której na sedesie siedzę równie komfortowo co na własnym nocniku.